Im ryzykowniej poczynasz sobie na rynkach finansowych, tym lepiej musisz się znać na ekonomii.
Pamiętaj, jeśli uskładasz na koncie więcej niż 5 tysięcy dolarów, to natychmiast je inwestuj! W przeciwnym razie będziesz musiał iść do kościoła i przepraszać Boga za sknerstwo" — pouczał jednego ze współpracowników John D. Rockefeller. Ze skąpstwa powinno wyspowiadać się parę milionów Polaków, którzy niezmiennie wolą produkty oszczędnościowe od inwestycyjnych. Według najnowszego badania Instytutu Homo Homini zrealizowanego na zlecenie Deutsche Bank PBC, co piąty ankietowany gromadzi nadwyżki gotówki na lokatach. Równie popularne są konta oszczędnościowe. W funduszach pieniądze lokuje jedynie 6 proc. respondentów, 5,4 proc. gra na giełdzie, a 2,5 proc. korzysta z produktów strukturyzowanych.
— Kryzys ostudził entuzjazm do parkietu. No, ale podobno idą lepsze czasy. Kto więc może sobie pozwolić na zamrożenie pieniędzy na rok czy dwa, powinien poważnie pomyśleć o inwestowaniu na giełdzie albo zrobić to w sposób pośredni, kupując jednostki funduszy akcji — zachęca Grzegorz Węsiora, niezależny doradca finansowy.
Z żyłką hazardzisty
Trudno nam mienić się odważnym społeczeństwem, jednak ostatnio znów rośnie liczba Polaków, którzy gotowi są podjąć ryzyko. Dowód: na koniec grudnia zeszłego roku biura maklerskie prowadziły 1,48 mln rachunków. Oznacza to 30-procentowy wzrost w stosunku do końca 2009 r. (dane Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych).
— To rekordowy przyrost, który można wytłumaczyć co najmniej dwoma czynnikami: ubiegłoroczną prywatyzacją PZU, a potem Taurona oraz pozytywnymi sygnałami płynącymi ze światowej gospodarki — wskazuje Grzegorz Węsiora.
Zdaniem eksperta, kto wycofał się z parkietu w okresie dekoniunktury, nie postąpił słusznie. Cytuje jednego z szefów polskich banków, który w środku kryzysu został zapytany przez dziennikarzy, jak zainwestowałby teraz milion złotych. Prezes bez wahania odpowiedział, że trzy czwarte tej sumy włożyłby na giełdę. Dlaczego? Bo nawet gdyby wszystko stracił, to do emerytury zdążyłby się odkuć.
Odwaga to jednak nie to samo co brawura. Najwięcej złych decyzji inwestycyjnych ma źródło w ignorancji. "Ryzyko rodzi się wtedy, gdy nie wiesz dokładnie, co robisz" — klaruje Warren Buffett, miliarder i inwestor giełdowy.
Kupowanie instrumentów finansowych bezpośrednio na giełdzie jest skomplikowanym zajęciem. Wymaga zarówno odpowiednich predyspozycji psychicznych, jak i dużej wiedzy matematycznej i ekonomicznej. Niestety, poziom wykształcenia w tych dziedzinach jest w naszym kraju zawstydzająco niski. Z tego powodu niewielu Polaków nadaje się do gry na giełdzie — jak w wywiadzie dla portalu Money.pl zauważa ekonomista Alfred Adamiec.
Odważnie i rozważnie
A jeśli ktoś oczekuje większych zysków, choć orłem z ekonomii nie jest? Takiej osobie pozostają fundusze inwestycyjne, które jednak, zamiast pomnożyć kapitał, mogą znacznie go uszczuplić. Przypomnijmy sobie rok 2008, kiedy to wielu Polaków potraciło często nawet kilkadziesiąt procent oszczędności.
— W okresie spadków na giełdzie warto postawić na bezpieczniejsze fundusze mieszane i stabilnego wzrostu, które przenoszą powierzane im pieniądze między inwestycjami pewnymi — np. obligacjami — a ryzykownym parkietem. W czasie koniunktury lepsze są fundusze agresywnego wzrostu, których celem jest maksymalny przyrost wartości kapitału, dający przy tym niewielki dochód bieżący — sugeruje Grzegorz Węsiora.
Dla tych, którzy chcą iść na całość, optymalnym rozwiązaniem są fundusze akcyjne, które podczas giełdowej hossy pozwalają zarobić nawet 50–70 proc. w skali roku. Można wybierać między rynkiem polskim, europejskim, amerykańskim. Ale nie tylko. Osobom o grubym portfelu i długim horyzoncie inwestycyjnym niektóre towarzystwa oferują także fundusze BRIC, czyli Brazylii, Rosji, Indii i Chin.
— Są to rynki wschodzące, a nie rozwinięte, a więc stosunkowo mało przewidywalne. Na tamtejszych giełdach następują szybkie wzrosty i równie gwałtowne spadki. Dlatego prawdopodobieństwo poniesienia strat jest tak samo duże jak szansa osiągnięcia niebotycznych zysków — ostrzega Marek Zuber, ekonomista i analityk rynków finansowych.
Pod prąd
Nie tylko decyzje związane z giełdą wymagają ponadprzeciętnej odwagi. Prawdziwego śmiałka możemy poznać po tym, że szuka obiektu z perspektywami wzrostu, który nie został jeszcze odkryty przez innych. Jeśli myśli inwestora poruszają się po wytartych koleinach, wartość jego działania będzie spadać, gdy na rynku zaczną pojawiać się nowi gracze ze świeżymi pomysłami — uważają autorzy książki "Private asset Wealth management" pod redakcją Katarzyny Gabryelczyk (Wydawnictwo C. H. Beck, 2009). Podręcznik zawiera informacje o wielu intrygujących sposobach lokowania i zarabiania pieniędzy — takich jak fundusze luksemburskie, towarowe i "grzeszne", obligacje śmierci czy inwestycje w drogie kamienie, metale szlachetne bądź w sztukę.
— Im więcej mamy pomysłów na pomnażanie kapitału, tym lepiej. Dobra dywersyfikacja portfela to podstawa skutecznego inwestowania. Powinny się w nim znaleźć także bezpieczne produkty, by potencjalną stratę zrównoważyć przez stabilny i pewny dochód — zauważa Emil Szweda, analityk Open Finance.
Trzymanie części pieniędzy na lokatach i kontach oszczędnościowych — dodaje — wcale nie świadczy o braku charakteru. Raczej o przezorności. Najważniejsza zasada inwestowania głosi: zawsze idź pod prąd!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz